Ta opowieść to nie bajka, to prawdziwy dzień pracy pielęgniarki znany mi z autopsji





 Opowiem Wam teraz jak 18 lat temu wyglądał mój dzień pracy.

Jest to dzień z życia pielęgniarki pracującej na zwykłym zabiegowym oddziale.
To będzie opowieść bez naciągania faktów bo wiadomo, że dyżur dyżurowi nierówny i czasami dochodziły jeszcze inne obowiązki, czynności które trzeba było wykonać.

Pracowałam na Oddziale Chirurgii Ogólnej i Naczyniowej.
Był to oddział 36 łóżkowy, w tym 3 monitorowane stanowiska na sali pooperacyjnej.
I teraz zgadnijcie ile nas było na dyżurze???
Teoretycznie byłyśmy we dwie ale w praktyce byłam sama ponieważ koleżanka, która była na sali POP nie mogła wyjść z tej sali, takie było zarządzenie Ordynatora.
Nie mogła wyjść do toalety, nie mogła pójść zjeść jakiekolwiek posiłku.
To znaczy mogła ale tylko wtedy, gdy ją ktoś zastąpił czyli przypuśćmy ja.

Dyżur zaczynał się od zdania przez nocną zmianę raportu o pacjentach, nic nadzwyczajnego, na każdym oddziale tak jest i to była chwila żeby wypić sobie tą słynną pielęgniarską kawkę o której krążą opowieści wśród rodzin pacjentów.


Po zadaniu sobie dyżuru ruszałyśmy z panią salową do akcji mycia pacjentów.
Na oddziałach pacjenci przebywają w różnych stanach, są leżący, są chodzący.
Jedni bardziej sprawni, inni wymagający dużej pomocy ze strony pielęgniarki.
Niektórzy byli w stanie umyć się sami, niektórym trzeba było pomóc wstać, pomóc dojść do łazienki, pomóc przy umyciu się a niektórych trzeba było umyć i prześcielić łóżko, czy zmienić pościel.


Ok. 8:00 trzeba było już lecieć podać insulinę pacjentom z cukrzycą oraz z tymi tabletkami, które trzeba zażyć przed posiłkiem.

Potem było śniadanie, niektórych pacjentów trzeba było nakarmić doustnie a niektórych przez PEG- a, niektórym pomóc usiąść do jedzenia.

Następnie kolejna rundka po oddziale z całą tacą rozdzielonych dla poszczególnych pacjentów tabletek.

Po śniadaniu był obchód, który trwał różnie długo.
Szłam z zeszycikiem i notowałam komu będziemy zmieniali opatrunek, komu będziemy usuwali dreny, komu pobierzemy krew do dodatkowych badań, komu pobierzemy posiew z rany czy z krwi, kto ma być na czczo do badania nazajutrz, kto idzie do zabiegu operacyjnego i trzeba go do tego odpowiednio przygotować, komu zamówimy krew do operacji, komu trzeba przygotować żywienie pozajelitowe, komu robimy profil glikemii, komu trzeba mierzyć częściej ciśnienie a komu mogę usunąć wenflon bo pacjent nie będzie już otrzymywał ani leków dożylnych ani kroplówek.

Ledwo skończył się obchód a już pod dyżurką pielęgniarską czekali pacjenci do usunięcia wenflonów 😊

Zazwyczaj po obchodzie były zmieniane opatrunki, usuwane dreny, wszystko to co zlecił lekarz na obchodzie.
Więc przed zmienianiem opatrunków należało przygotować sobie środek do dezynfekcji narzędzi używanych podczas zmiany opatrunków.

Następnie trzeba było porozkładać tabletki do podania przed i po obiedzie.

W międzyczasie lekarz przynosił zlecenia dla pacjentów, które nie raz były tak niewyraźnie napisane, że trzeba było się dopytywać co autor miał na myśli.

Godzina 12:00 to był czas pomiarów tętna, ciśnienia i glikemii.
Jeżeli wyniki odbiegały od normy to trzeba było odpowiednio zareagować.

12:30- 13:00 to pora obiadowa ale przedtem kolejna rundka z insuliną i tabletkami, które należy przyjąć przed posiłkiem.
Tych pacjentów, którzy nie dadzą rady zjeść sami ponownie trzeba nakarmić, innych posadzić żeby mogli samodzielnie zjeść.
Później kolejna rundka po oddziale ale już z mniejszą ilością tabletek.

Potem była pora na przygotowywanie i podłączanie pacjentom płynów infuzyjnych.
Przygotowywanie w jałowych warunkach żywienia pozajelitowego.
Przygotowywanie, podawanie antybiotyków i innych leków dożylnych oraz zastrzyków domięśniowych, które zaplanowane były niezmiennie na godz. 14:00.

W międzyczasie trzeba założyć kilka wenflonów bo albo pacjent niechcący zaczepił o coś i wenflon się wyrwał, albo boli ręka przy podawaniu leków, albo zrobił się stan zapalny i trzeba zrobić jeszcze okład z Altacetu (który najpierw trzeba sobie przygotować rozpuszczając tabletkę w odpowiedniej ilości wody), albo trzeba zmienić okleinę przy wkłuciu bo się zamoczyła.
Wydaje się, że co tam założyć wenflon ale nie każdy pacjent ma żyły jak baty, częściej pacjenci mają żyły cienkie, kruche i pękające.

Oczywiście trzeba też przygotować kolejną porcję tabletek na przed i po kolacji.

I nadszedł czas, że mogłam zjeść jakikolwiek posiłek o ile w danej chwili pacjenci nic ode mnie na szybko nie potrzebowali.

Później trzeba było przygotować tych pacjentów, którzy na drugi dzień mieli iść do operacji.
Czyli trzeba było pobrać krew na krzyżówkę i zapotrzebować im krew, wykonać Ekg, wykonać lewatywę (pacjent przed operacją musi się wypróżnić więc trzeba dopytać czy był efekt po enemie), trzeba też ogolić skórę ciała w miejscu planowanej operacji.
Nierzadko były to miejsca krępujące, wstydliwe dla pacjenta takie jak np. okolica odbytu czy moszna (panowie starali się sami golić to miejsce intymne ale ja i tak musiałam sprawdzić, czy dobrze się ogolili i często musiałam coś tam jeszcze podgolić, inaczej pacjent nie zostałby należycie przygotowany i nie zostałby zoperowany).
Zawsze w planie do operacji było kilku pacjentów.

W międzyczasie pacjenci dzwonili żeby odłączyć im kroplówkę bo chcą iść do toalety, potem trzeba ją z powrotem podłączyć.
W międzyczasie kogoś trzeba umyć bo się zanieczyścił, zmienić pampersa i pościel.
W międzyczasie trzeba było opróżnić stomię.
W międzyczasie trzeba było zmienić pozycję ułożeniową leżącym pacjentom.
W międzyczasie trzeba zmienić kroplówkę na drugą i to szybko, na już, bo powietrze z aparatu do przetaczania płynów infuzyjnych dostanie się do żyły, ech, ci pacjenci, pod tym względem są niemożliwi prawda?
Możesz im mówić nawet i 1000 razy że to niemożliwe a oni dalej swoje
 
Ok. 17:00 kolacja i znowu wszystko to co jest z tym związane (leki przed i po jedzeniu, karmienie).

Do końca dyżuru muszę jeszcze napisać raport o tych pacjentach, którzy są świeżo po operacji, o tych którzy mieli zmienione opatrunki, usuwane dreny, o tych którzy mają prowadzony pełny profil glikemii (czyli co 3 godziny), o tych którzy idą do operacji, co u nich wykonałam, jak ich przygotowałam, o tych z którymi coś się działo.

Muszę jeszcze zrobić bilanse płynów, czyli ile kto dostał a ile wydalił.

Muszę jeszcze zmierzyć wszystkim temperatury a na 36 łóżkowy oddział jest tylko kilka termometrów rtęciowych.

To były rutynowe czynności, które musiałam wykonać często do nich dochodziły jeszcze inne, takie jak toczenia krwi po którą musiałam polecieć do drugiego budynku, przez podwórko, przez śnieg czy deszcz.
Na oddziale zostawała wtedy pani salowa i koleżanka, która była na POP- ie.

Zdarzały się zasłabnięcia w łazience, duszności, bóle w klatce piersiowej, pacjenci bywali pobudzeni psychoruchowo, bywali agresywni, ktoś gorączkował, komuś było zimno, kogoś bolało.
To tak w skrócie bo nie da się wymienić wszystkich dolegliwości jakie może mieć pacjent.

Zdarzały się również przyjęcia na ostro, trzeba było takiemu pacjentowi założyć wkłucie dożylne, cewnik do pęcherza moczowego i sondę do żołądka (co przy chlustających wymiotach wcale nie jest łatwe).
Jeszcze zmierzyć ciśnienie, tętno, pobrać krew do badań, często też na grupę czy krzyżówkę.
Podać zlecone leki i kroplówki.
Jeżeli pacjent kwalifikował się do pilnej operacji to na szybko trzeba było ogolić skórę i przetransportować pacjenta na Blok Operacyjny, który na szczęście mieliśmy swój (nie wiem kto by woził pacjentów na Blok, gdyby był on oddalony od naszego oddziału). 
Ważną sprawą jest to, że w momencie jakiejkolwiek operacji, lekarz jest na Bloku Operacyjnym w związku z tym pielęgniarki zostają z pacjentami same i gdy na oddziale cokolwiek się dzieje trzeba sobie jakoś radzić. 

Pierwszą rzecz jaką należy zrobić po operacji to przełożyć pacjenta na drugie łóżko, zazwyczaj dźwigałyśmy we trzy, czasem cztery (ktoś z Bloku zawsze pomógł) i choć pacjenci wagowo bywają różni to trzy osoby do przenoszenia pacjenta to stanowczo za mało.

Do 6 godzin po operacji pacjent musi oddać mocz, jeżeli mu się to nie uda to trzeba mu założyć cewnik do pęcherza moczowego (jeżeli nie był wcześniej założony).

Stan pacjenta po operacji trzeba kontrolować, trzeba sprawdzać czy nie przekrwawia mu opatrunek, czy dreny za dużo nie odbierają treści i czy nie jest to krew, jakie pacjent ma ciśnienie, jak oddycha, czy go boli itp.

Jeżeli została jeszcze krew z Bloku i jest taka potrzeba to też ją toczymy.
Bardzo często po znieczuleniu ogólnym pacjenci odczuwają nudności lub wymiotują, takiego chorego nie można pozostawić samemu sobie bo może zachłysnąć się wymiocinami.

Tak wyglądały dyżury sobotnio- niedzielne.
Każde.

Od poniedziałku do piątku były jeszcze planowe wypisy i przyjęcia pacjentów, planowe operacje.
Od poniedziałku do piątku było lżej bo od 7:00- 14:35 pracowała jeszcze pielęgniarka opatrunkowa, która zajmowała się wszelkimi opatrunkami, narzędziami i ogólnie sterylizacją.
Była jeszcze koleżanka zabiegowa, która pomagała przy tych wszystkich rutynowych czynnościach i w nagłych sytuacjach, które opisywałam powyżej więc nieporównywalnie było lżej ale od 14:35 zostawałam ze wszystkim sama, jak w sobotę czy w niedzielę (tyle że w weekend cały dzień byłam sama).

Czasem bywało też luksusowo, jeżeli na POP- ie nie było żadnego pacjenta, to byłyśmy z koleżanką przez cały dzień we dwie.
Zdarzało się, zdarzało.

I choć najczęściej miałam pojedyncze dyżury to nigdy nie zdarzyło mi się znaleźć nieżywego pacjenta.
Zawsze jakoś w porę wszystko wychwyciłam i zareagowałam choć teraz tak sobie myślę, że nie wiem jak ja to zrobiłam bo nie można być w kilku miejscach jednocześnie.
Pielęgniarka musi mieć oczy dookoła głowy tylko wrotek czasem brak.

Zaczęłam pracę na tym oddziale ponad 18 lat temu i z przykrością muszę stwierdzić, że przez te 18 lat nic się nie zmieniło, w dalszym ciągu jest nas zbyt mało w stosunku do przebywających na oddziałach pacjentów, w dalszym ciągu w całej Polsce pielęgniarki pracują w bardzo podobnej obsadzie jak ja 18 lat temu.
Tyle, że w tej chwili pielęgniarek jest dużo mniej niż te 18 lat temu, wiele z nich odeszło na emeryturę, wyjechało za granicę lub zwyczajnie zrezygnowało z wykonywania zawodu, może tego aż tak nie widać bo wiele z nas pracuje na kilku etatach.
Niestety będzie jeszcze gorzej, bo jak długo damy tak radę?

Rząd musi to w końcu zrozumieć zanim obudzi się z ręką w nocniku a może raczej w pampersie.

Ta opowieść to nie bajka, to prawdziwy dzień pracy pielęgniarki znany mi z autopsji.
Pracowałam tak przez 4 lata, potem zdecydowałam się na zmianę oddziału i szpitala.
Podjęłam taką decyzję nie ze względu na ciężkość pracy tylko z innych powodów, teraz pracuję trochę inaczej ale o tym opowiem innym razem.

Przyznam, że przez te 4 lata nie raz miałam dosyć, nie raz ze zmęczenia chciało mi się ryczeć ale jeżeli ktoś mnie spyta, czy nie żałuję, że jestem pielęgniarką odpowiem że nie, choć to praca niedoceniana zarówno pod względem finansowym jak i społecznym, niesprawiedliwie osądzana zwłaszcza przez rodziny pacjentów.

Wybrałam swój zawód świadomie i nie żałuję tego. Mimo wszystko. 





Komentarze

Pozostaw komentarz do posta. Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Popularne posty z tego bloga

Pielęgniarki na poważnie i na wesoło cz.I

Dupek przeważnie pozostanie dupkiem i koniec kropka