Oaza spokoju

Wyjechałam na kilka dni do mojego rodzinnego domu. Taki nieplanowany i nieoczekiwany krótki urlopik.
Mój rodzinny dom położony jest w pewnym malowniczo położonym małym mieście, na lubelszczyźnie. Wokół lasy, łąki i pola. Lasy są pełne jagód i grzybów. Na obrzeżach miasta jest zalew, z intrygującą wysepką pośrodku. Istna sielanka, wprost stworzona do pisania bloga czy książki 😊
Te kilka dni odpoczynku bardzo mi się przyda przed maratonem dyżurowym, który mnie wkrótce czeka.
Praca, praca i jeszcze raz praca. I nic poza tym.


Z balkonu czy ogrodu mojego rodzinnego domu słychać śpiew ptaków, szelest poruszających się na wietrze liści wielkiego orzecha włoskiego dostojnie rosnącego na ogrodzie. Słychać szum wody z pobliskiego oczka wodnego u sąsiadów. Jest pełno drzew (których jeszcze nikt nie wyciął) znad których widać dachy sąsiednich domów.
W nocy słychać szczekanie psów i stukot kół jadących nieopodal pociągów.
Wszystko to koi moje zmysły i niesamowicie uspokaja. To taka moja oaza spokoju. Taka przystań, w której chętnie cumuję aby naładować moje akumulatory.

Ten spokój i ciszę zakłócają jedynie dzwony w kościele. Nie muszę wychodzić z domu aby być na Mszy Świętej. Wczoraj była niedziela, więc chcąc nie chcąc odbębniłam kilka nabożeństw kościelnych. Słyszałam wszystko głośno i wyraźnie, głos księdza oraz śpiewy wiernych, uczestniczących we Mszy Świętej. Nie dałam jedynie na tacę 😉

Już jeden dzień w tym miejscu wystarczył, abym się odprężyła i zrelaksowała po koszmarnych dyżurnach, które ostatnio notorycznie miewam.
Fakt, miałam niedawno urlop ale zbytnio na nim nie odpoczęłam i z nawału pracy bardzo szybko o nim zapomniałam.

Czy tęsknię czasem za tym miejscem?
Jasne.
Tu jest moja rodzina, moi najbliżsi przyjaciele i znajomi, których widuję dosyć rzadko ponieważ niektórzy porozjeżdżali się po świecie.
Tu są groby moich bliskich, moich bliższych i dalszych znajomych, które odwiedzam, jeżeli tylko tutaj jestem.
Tu jest cisza i spokój.
Tu żyje się inaczej. Wolniej, spokojniej, bez tego zgiełku i wrzawy wielkiego miasta.
To jest mój rodzinny dom, tu się wychowałam. Tu przeżyłam swoją pierwszą wielką miłość i swój pierwszy zawód miłosny. Tu spędziłam zarówno te złe chwile, o których wolałabym zapomnieć jak i te wspaniałe, o których chciałabym zawsze pamiętać.
                                         To jest moja oaza spokoju 

Czy chciałabym tu wrócić?
Trudne pytanie ale znam na nie odpowiedź.
Na pewno nie w tej chwili.
Ułożyliśmy sobie życie.
Mamy mieszkanie.
Mamy pracę a to był właściwie główny i w zasadzie jedyny powód, dla którego zdecydowaliśmy się wyjechać z naszego rodzinnego miasta.
Praca, i to konkretnie moja praca.
Bardzo chciałam pracować w zawodzie, do wykonywania którego uczyłam się z wielką chęcią i z wielkim mozołem i który tak bardzo chciałam wykonywać.
To było poświęcenie z naszej strony.
Rzuciliśmy wszystko i oboje, z moim ówczesnym narzeczonym wyjechaliśmy w nieznane, zupełnie nie wiedząc co będzie dalej. Nie wiedząc czy znajdziemy pracę, mieszkanie i czy poradzimy sobie finansowo. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę.
Wielkim miastem można się zachłysnąć jednak z czasem wszystko powszednieje i zaczynasz doceniać takie wartości jak związki rodzinne, cisza i spokój.
Mogłabym żyć bez tych wszystkich wielkich sklepów do których, nie powiem, jak każda kobieta lubię jeździć.

Wczoraj zadałam mojemu mężowi pytanie:
-  A może wrócilibyśmy tu na starość? Jak już będziemy na emeryturze? Zostawimy synowi mieszkanie w Warszawie?
Trochę go zaskoczyłam tym pytaniem.
Ja bym chciała, i to bardzo.

Ech, rozmarzyłam się a tak naprawdę nie wiemy jakie niespodzianki przyniesie nam los.
Może w ogóle nie dożyjemy do emerytury?
Być może to wszystko to tylko marzenia?
Ale kim byłby człowiek bez marzeń?
Człowiek bez marzeń jest martwy w środku a ja nie czuję się martwa.

Komentarze

Pozostaw komentarz do posta. Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Popularne posty z tego bloga

Pielęgniarki na poważnie i na wesoło cz.I

Dupek przeważnie pozostanie dupkiem i koniec kropka

Ta opowieść to nie bajka, to prawdziwy dzień pracy pielęgniarki znany mi z autopsji