Krupnik a krupnik... to dwa różne dania

Poszłam do sklepu po drobne zakupy.
Stoję sobie grzecznie w kolejce z tym moim koszyczkiem, przede mną pewien pan kupował dwie setki krupniku no i cóż w tym dziwnego?
W końcu godzina 13:00 to pora obiadowa.
U mnie też będzie dzisiaj krupnik tyle, że taki prawdziwy, na żeberkach a nie na spirytusie.
No cóż, każde z nas wybiera niby tak samo brzmiące danie a jednak smakujące zupełnie inaczej.



Podejrzewam, że pewnego dnia spotkam się z tym panem ale już nie w sklepie lecz na moim oddziale, gdzie z powodu nadużywania krupniku wyląduje z ostrym zapaleniem trzustki, niewydolnością wątroby i być może nerek.
Będziemy go intubować, wentylować przy pomocy respiratora. Jego niepracujące nerki zastąpi ciągła hemodiafiltracja, która działa 24/dobę a którą to między innymi i ja będę obsługiwała dźwigając co 1,30 godziny 5-litrowe worki.
To między innymi i ja przez 12 godzin swojego dyżuru będę dbała o jego bezpieczeństwo zwracając uwagę na to, aby prawidłowo się wentylował, żeby był czysty, żeby nie miał odleżyn, żeby jego parametry życiowe były na prawidłowym poziomie, będę reagowała w zależności od potrzeby. Taką mam pracę.
To być może i ja pojadę z nim na CT jamy brzusznej i będę go przekładała z łóżka na łóżko.
Niewydolność wątroby i nerek to na tyle poważna sprawa, że prędzej czy później dochodzi do zatrzymania akcji serca. Być może to ja będę przy resuscytacji tego pana.
Czy się uda? Tego nigdy nikt nie wie.

Jeżeli się nie uda, to ten pan wyląduje w czarnym worku z naklejonymi danymi osobowymi. Tyle po śmierci zostaje z człowieka. Ciało i naklejone na nim dwa szerokie plastry z danymi.

Jednak nawet jeżeli resuscytacja się uda, to życie tego pana nie potrwa już zbyt długo chyba że... nagle odmieni swoje życie, zmieni priorytety, nawyki żywieniowe i wtedy być może pożyje dłużej. Być może, bo wszystko tak naprawdę zależy od tego, jak wielkie spustoszenia wyrządził w jego ciele latami wlewany do gardła alkohol, a ten spustoszenia sieje rozległe.

Na moim oddziale bardzo często mamy takich pacjentów i szczerze mówiąc tych, których udało się uratować i doprowadzić do jako takiego stanu, można policzyć na palcach jednej ręki.
Nie muszę długo szukać w swej pamięci takiego pacjenta, który nadużywaniem alkoholu doszczętnie zrujnował swoje zdrowie. Raptem trzy dni temu moim pacjentem był młody mężczyzna, który przez pięć lat picia doprowadził się do takiego stanu, z którego nie daliśmy rady go wyciągnąć. Choć był to twardy i zażarty bój. Toczyliśmy litry krwi i osocza, litry płynów. Próbowaliśmy silnie działającymi lekami podnieść mu ciśnienie krwi.
Wykonywaliśmy jeszcze wiele innych czynności.
Wszystko na nic. Zmarł, pomimo próby reanimacji. Przebywał na naszym oddziale niespełna 19 godzin.

Zapewniam, że w tym co piszę nie ma żadnej przesady.
Opisałam temat dość pobieżnie, bez większego zagłębiania się w przyszłe ale nieuniknione problemy zdrowotne każdego alkoholika, który nie zerwie ze swoim nałogiem. Inne problemy to między innymi zanik kory mózgowej, padaczka poalkoholowa czy żylaki przełyku, które również będą bezpośrednim zagrożeniem życia.

Alkohol rozwiązuje języki i teoretycznie problemy, ale rozwiązuje również związki i niszczy całe rodziny, rujnuje zdrowie oraz portfel.
Nie jestem abstynentką i nie uważam że alkohol to zło, wszystko jest dla ludzi ale we wszystkim należy zachować umiar.

Alkoholizm to choroba, którą trzeba leczyć inaczej prowadzi do niewydolności narządów, bez których człowiek nie potrafi funkcjonować a w konsekwencji prowadzi to do rychłej śmierci. Warto zdać sobie z tego sprawę, dopóki jeszcze można coś zmienić w swoim życiu.
Potem jest już na to o wiele za późno i nie pomogą płacze czy prośby rodziny "ratujcie go".
Będzie już za późno.

Komentarze

Pozostaw komentarz do posta. Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Popularne posty z tego bloga

Pielęgniarki na poważnie i na wesoło cz.I

Dupek przeważnie pozostanie dupkiem i koniec kropka

Ta opowieść to nie bajka, to prawdziwy dzień pracy pielęgniarki znany mi z autopsji