Tyskiego najlepszego

Dzisiaj, już od samego rana miałam niezwykle emocjonujący dzień.
Moi znajomi, przyjaciele i rodzina nie dali mi zbyt długo pospać (mam kolejne urodziny, 18-ste, niezmiennie od lat 😊) ale nie, nie gniewam się na nich za tą wczesną pobudkę.
Już tuż po siódmej pierwsze życzenia i tak przez cały dzień. Życzenia, życzenia, życzenia. To bardzo miłe ale był moment, kiedy zrobiło mi się przykro. Junior nie pamiętał o urodzinach swojej starej matki.
Myślałam nawet o tym, żeby napisać sobie na czole "Mam dzisiaj urodziny" i perfidnie stanąć z nim twarzą w twarz ale bojąc się, że później ścierając napis ze swego czoła zbytnio zetrę przy tym skórę zrezygnowałam z takich hocków klocków i zwyczajnie mu o tym powiedziałam. On zaskoczony, jakby rodzice nie miewali już urodzin ale pędzikiem naprawił tą swoją okrutną niewiedzę. Koniec świata i okolic ale wybaczam mu ten nietakt. W końcu od czego ma się matkę.

Uwielbiam swoje urodziny aż tak, że w środku nocy po północy rozważę opcję zmiany daty urodzin na fejsie, czym zapewne wszystkich zdezorientuję i jutro znowu otrzymam tyle wspaniałych i mam nadzieję że i szczerych życzeń.
Mój bank życzył mi milionów na koncie co rozśmieszyło mnie do łez bo pomimo tego, że pracuję na te miliony już 20 lat to nie łudzę się, że kiedykolwiek zobaczę taką kwotę.
A pozostałe życzenia jak ze świątecznej reklamy Tyskiego- najlepszego, sukcesów, miłości, szczęścia, zdrowia, podwyżki, awansu (tego akurat nie chcę) i żebym zawsze miała o czym pisać na swoim blogu, ale akurat o to jestem zupełnie spokojna.
Cieszę się, że jak do tej pory nikt nie życzył mi tyle wigoru ile mają króliki, bo nie mam warunków do wychowania tak licznego potomstwa.


Kocham swoje urodziny i choć stara dupa już jestem to nie miewam depresji z powodu kolejnej cyfry na karku. Każdy ma tyle lat, na ile się czuje a ja nie czuję że mam już 42 lata, to tylko junior robi się jakiś taki stary.
Czas leci nieuchronnie i nic na to nie poradzę więc po co się przejmować czymś, na co zupełnie nie mam wpływu zresztą zauważyłam, że z biegiem lat granica między młodością a starością ulega znacznemu przesunięciu bo będąc jeszcze nastolatką uważałam, że 40-50 lat to już znaczna starość, że brakuje już tylko trzy ćwierci do śmierci. Już tak nie uważam.
Mój pesel się starzeje to niezaprzeczalny fakt, ciało pewnie też ale cóż to ma za znaczenie gdy ciągle młoda głowa ma pełno szalonych pomysłów, nieustanne chęci do post oraz żartów.
Dwa lata temu, z okazji moich urodzin zrobiłam sobie mój wymarzony tatuaż.
Rok temu spędziłam urodziny w krainie mlekiem i miodem płynącej, czyli w San Escobar i na pamiątkę pobytu w tak beztroskim miejscu mam nawet zdjęcie tamtejszych kwiatów.
W tym roku, w zasadzie obyło się bez większych szaleństw ale jeszcze nie mówię hop. Do rana pozostało trochę czasu i jak uczczę urodziny moim ulubionym czerwonym Desperadosem, który kupił mój mąż i którego właśnie sobie sączę to, jak to śpiewała Anita Lipnicka "Wszystko się może zdarzyć" 😉

Komentarze

Pozostaw komentarz do posta. Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Popularne posty z tego bloga

Pielęgniarki na poważnie i na wesoło cz.I

Dupek przeważnie pozostanie dupkiem i koniec kropka

Ta opowieść to nie bajka, to prawdziwy dzień pracy pielęgniarki znany mi z autopsji