Jestem bez kontaktu, prawie jak na bezludnej wyspie

Od jakiegoś tygodnia mój telefon kilkukrotnie się zawieszał, samoistnie się wyłączał ale po chwili samoistnie się też włączał. Nie przejmowałam się tym, bo ponad trzyletni smartfon ma już prawo się zawieszać ale gdzieś tam podświadomie liczyłam na to, że jeszcze trochę pociągnie.
Jednak od wtorku wiem co chciał mi wtedy zasugerować. Dawał mi sygnały, że niestety wkrótce się rozstaniemy i to już na amen. Dotychczas nie przyjmowałam tych sygnałów do wiadomości no bo przecież jak to? Przecież zawsze będziemy razem, dopóki śmierć nas nie rozłączy aż tu nagle... na ostatnim moim nocnym dyżurze, gdzieś nad ranem znienacka zakończył swój pełny wrażeń żywot.

Wyłączył się, i niby co jakiś czas sam chciał z powrotem się włączyć ale nie mógł się już ponownie uruchomić, system mielił niemiłosiernie prawie jak nasz szpitalny system komputerowy. No trudno, nic nie jest wieczne a już tym bardziej dzisiejsze telefony naszprycowane różnymi aplikacjami ułatwiającymi nasze codzienne życie i powodującymi, że nasze życie jest ciekawsze i bardziej kolorowe.
W dodatku trzyletni smartfon można już uznać za staruszka choć ja akurat miałam dziarskiego staruszka, bo dzielnie walczył i się nie poddawał dopóki mu na to pozwalała dopiero co naładowana bateria. Agonia mojego staruszka trwała kilka godzin a próba reanimacji zakończyła się sromotną klęską.

Szkoda mi tylko tego, że w notatkach miałam zapisanych kilkanaście blogowych tematów, na pomysł których wpadłam będąc świadkiem różnych sytuacji a o których chciałam kiedyś napisać. Miałam także jeden już prawie całkowicie skończony tekst dotyczący tematu, który wygrał w sondażu na moim fanpage`u na Facebooku (drodzy czytelnicy cierpliwości, obiecany tekst będzie, tylko muszę go jeszcze raz napisać). Nie mam zielonego pojęcia dlaczego zapisałam to wszystko w notatkach, bo zazwyczaj tego nie robię. No trudno, toć płakać przecież nie będę, będą inne tematy ale nie wiem, czy nie będę płakała za tym, co oprócz tego jeszcze straciłam.

A szwagier niedawno pytał mnie czy nie chcę kupić nowego telefonu bo dostał cynk od kolegi, że od listopada telefony mają podrożeć. Odpowiedziałam mu wtedy że nieee, nie potrzebuję nowego telefonu bo ten jest dobry. No i masz ci los. Pamiętam jakby to było dziś ale wówczas mój telefon działał bez zarzutu i nie spodziewałam się, że wkrótce wykituje. W przeciwnym razie bez najmniejszego wahania skusiłabym się na zakup nowego smartfona.
Nie potrafiłam słuchać mojego telefonu no to mam za swoje a miałam nielimitowane rozmowy i potężny pakiet internetowy, którego nigdy nie byłam w stanie wykorzystać.

Brak telefonu to brak kontaktu ze światem, prawie jak na bezludnej wyspie.
W jednej chwili przestałam istnieć dla świata. Nikt do mnie nie dzwoni, nikt do mnie nie pisze. Nastała dla mnie era ciszy.
Nie będę w środku nocy dostawała na maila przypomnień o nadchodzących urodzinach moich znajomych z Facebooka.
Nie będzie mnie kusiło aby zajrzeć na Facebooka przy każdej pojawiającej się cyferce przy Facebook`owej ikonce.
Koniec rozmów telefonicznych czy na czacie.
Koniec sms-ów ze sklepów o obniżkach cenowych.
Koniec dzwoniących przypomnień o wizycie u lekarza, muszę teraz sama o tym pamiętać.
Nie zapłacę rachunków (mam konto on-line a w telefonie wszystkie potrzebne hasła, nawet nie mogę zalogować się na stronie mojego banku aby sprawdzić stan mojego konta) ale rachunki można przecież opłacić na poczcie, tak jak to onegdaj bywało. Co prawda jest z tym więcej zachodu bo trzeba wypełnić druczek z danymi, trzeba pójść na pocztę i postać w kilkuosobowej kolejce bo jest czynne tylko jedno okienko, płaci się także prowizję za przelew ale kiedyś tak się przecież robiło.
I jakoś się żyło.



Patrząc na takie zdjęcie jak powyżej pomyślałam sobie... a pieprzyć to wszystko. W sumie to mogłabym żyć na takiej bezludnej wyspie, brakowałoby mi jedynie papierosów, kawy i muzyki. Bez tych trzech rzeczy nie potrafiłabym przeżyć dnia. A telefon? Rzecz zbędna.
Przecież bez telefonu da się żyć i postanowiłam w praktyce sprawdzić tę teorię.
Wyniki mojego przymusowego eksperymentu przedstawię wkrótce.

Pytanie jak długo dam radę ukryć się przed światem.
I kiedy świat znienacka sobie o mnie przypomni a to akurat, nastąpi pewnie niedługo, jak na czas nie zapłacę kilku rachunków 😏



Komentarze

Pozostaw komentarz do posta. Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Popularne posty z tego bloga

Pielęgniarki na poważnie i na wesoło cz.I

Dupek przeważnie pozostanie dupkiem i koniec kropka

Ta opowieść to nie bajka, to prawdziwy dzień pracy pielęgniarki znany mi z autopsji