Jak chorować to hurtem

Wczorajszy dzień zaczął się kijowo.
Niby dzień jak co dzień.
Wstaliśmy, wyszykowaliśmy się z mężem do pracy (co mi oczywiście zajmuje więcej czasu niż mojemu mężowi bo wiadomo, mejkap i takie tam inne kobiece ważne czynności, dlatego ja zawsze wstaję 15 minut wcześniej). Na chwilę przed wyjściem z domu obudziliśmy naszego syna.
Jeżeli obydwoje w ciągu dnia pracujemy to od dłuższego czasu  tak właśnie robimy, bo skubaniec zasypiał do szkoły a ja potem musiałam kłamać, że nie był na lekcjach bo był w tym czasie u lekarza. Junior nawet nie oponuje przed tak wczesną pobudką.

Małżonek wyszedł wcześniej i miał czekać na mnie w samochodzie a ja, jak zwykle przed wyjściem do pracy pogadałam jeszcze chwilę z juniorem. Powiedział mi że mu niedobrze. W pierwszej chwili pomyślałam, że pewnie trochę przesadza i że nie chce mu się iść do szkoły ale kilka godzin wcześniej też miał nudności i trochę bolała go głowa, jednak nie wymiotował, nie bolał go brzuch i udało mu się zasnąć.
Przed wyjściem powiedziałam mu, żeby sobie jeszcze trochę spokojnie poleżał a gdyby coś to niech dzwoni do taty albo do mnie do pracy (przezornie kilka dni wcześniej dałam mu numer telefonu do mojej pracy bo ciągle nie miałam komórki).
W drodze do pracy rozmawiałam na ten temat z mężem. Pytał czy junior nie ma przypadkiem jakiejś kartkówki. No akurat miał, tyle że z przedmiotu z którego ma dobre oceny pomimo tego, że kompletnie się nie uczy. Mąż miał zadzwonić do juniora około siódmej.
Zdążyłam dojechać do pracy, przywdziać bluzę od szpitalnego uniformu i zdjąć jednego buta, jak do szatni z telefonem w ręku wszedł mój kolega będący na nocnej zmianie  mówiąc, że dzwoni mój syn. Junior słabym głosem mówi mi do słuchawki, że właśnie wymiotował i że źle się czuje. 

O rzesz... A jednak.
Poczułam niepokój. Junior ma już co prawda 12 lat ale nie wyobrażam sobie zostawić wymiotującego syna samego w domu. Czy to nadopiekuńczość z mojej strony? Przy nagłych torsjach nawet dorosły może zachłysnąć się wymiocinami a konsekwencje zachłyśnięcia bywają różne.
Poczekałam chwilę na moją bezpośrednią szefową i spytałam ją, czy da mi wolne z tytułu opieki nad dzieckiem. Jako matka, której dziecko nie ukończyło 14 roku życia przysługują mi dwa takie dni w roku. Został mi ostatni taki dzień do wykorzystania.
Wolne dostałam, pojechałam do domu i zobaczyłam tą moją bidę leżącą w łóżku z ręką na czole. Wyglądał marnie, chyba nieźle go wymęczyło.
Zamieniłam szpital na domowy szpital i prywatny dyżur przy jednym pacjencie.
Poinstruowałam tego mojego młodego i niedoświadczonego jeszcze w chorowaniu pacjenta aby w przyszłości wiedział, jak w przypadku nagłych wymiotów ma wstawać z łóżka, aby przy tym uniknąć zachłyśnięcia. Zrobiłam mu herbatę i śniadanie, które wspólnie zjedliśmy w łóżku oglądając jednocześnie nasz ostatnio notorycznie oglądany serial Rodzinka.pl
Chyba nieźle się nim opiekowałam bo po kilku godzinach poczuł się lepiej, dzisiaj było już całkiem ok i poszedł do szkoły.
 
Wczoraj początkowo sądziłam, że to może jakiś wirus ale gdyby to był wirus trzymałoby go dłużej więc najpewniej coś mu zaszkodziło.
Tylko co? Poprzedniego dnia wszyscy jedliśmy to samo, za wyjątkiem kanapki z wędliną, która kupiona była dwa dni wcześniej i miała normalny wygląd i zapach ale chyba musiało coś w niej być, innej koncepcji nie mam. To musiało być to.
Tyle teraz tego świństwa dodają do wszystkiego aby tylko jedzenie się nie psuło i firma nie straciła na tym kasy.
Powszechnie znane są także wędliniarskie sposoby odświeżania mięsa, które są tak skuteczne, że nawet nie wiesz co tak naprawdę kupujesz ale jedno jest pewne, jeżeli kupisz i spróbujesz to wkrótce to odchorujesz.  
Po sławnej, sprzed kilku ładnych lat aferze wytropionej przez dziennikarzy TVN nie kupuję nic marki Constar, ta firma bezpowrotnie  straciła moje zaufanie.  Staram się kupować wędliny dobrej jakości i tych samych marek. Czy to nas uchroni przed wędlinami po tuningu? 
A kto to wie? Pozostaje mieć tylko  nadzieję, że marki których produkty przeważnie kupuję nie uważają że człowiek to świnia, która wszystko zeżre i nic mu przy tym nie będzie. 

Sezon chorobowy w naszym domu oficjalnie został rozpoczęty. 
Jak chorować to hurtem.
Dzieć, zwany juniorem co prawda już jest zdrowy bo była to jednodniowa niedyspozycja, za to mój mąż choruje od tygodnia ale dopóki nie weźmie zwolnienia to choroba się będzie ciągnęła i ciągnęła. I nawet pielęgniarka w domu nic na to nie poradzi. Żeby były efekty to pacjent musi się słuchać 🙂 


Komentarze

Pozostaw komentarz do posta. Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Popularne posty z tego bloga

Pielęgniarki na poważnie i na wesoło cz.I

Dupek przeważnie pozostanie dupkiem i koniec kropka

Ta opowieść to nie bajka, to prawdziwy dzień pracy pielęgniarki znany mi z autopsji