Jestem sobie ogrodniczka

Tak jak każda kobieta lubię kwiatki ale jak mało która kobieta nie mam do nich ręki.
Być może dlatego, że miałam być chłopakiem???
Zwykle je przewadniam albo przesuszam w związku z tym, od zawsze hoduję kaktusy (tylko wybrańcy potrafią przesuszyć kaktusy m.in. i ja), od kilkunastu już lat mam jukę, która miała kiedyś może nawet ze dwa  metry wysokości. Nie wiem, nigdy jej nie mierzyłam ale zdecydowanie była większa ode mnie, swobodnie pod nią przechodziłam niestety trzeba było ją ściąć tasakiem z prostego względu, była już za wysoka i zbyt rozłożysta, zupełnie jak palma. Ścięcie okazało się być zgubnym dla niej zabiegiem, gdyż od tego momentu kiepsko rośnie ale pomimo niezbyt częstego podlewania nie usycha a to już jest duży plus, więc niech tam sobie stoi.
Niestety żaden kwiatek nie ma ze mną lekkiego życia a już tym bardziej kwitnący. Ten to już w ogóle nie ma ze mną szans na przeżycie, jednak w okresie wiosna- lato moja pamięć o tym, że należy podlać roślinki jest łaskawsza i zazwyczaj wtedy pięknie kwitną, wszystko oczywiście do czasu ale nic nie może przecież wiecznie trwać.


Kilka miesięcy temu kupowałam storczyka mając przy tym nadzieję, że tym razem dłużej niż zwykle pocieszy moje oko. Trafiłam wówczas na bardzo gadatliwą kwiaciarkę, która o kwiatach mogłaby opowiadać godzinami. Powiedziała mi, że z kwiatami trzeba rozmawiać wtedy podobno lepiej rosną,  więc już wiem dlaczego moje albo padają albo przestają rosnąć, nie rozmawiam z nimi, woda i słońce to tylko dodatek. Najważniejsza jest rozmowa.
Z nowym nabytkiem wróciłam do domu, mąż "ucieszony", że znowu przyniosłam jakiegoś chabazia, który zaraz uschnie no i nie pomylił się, usechł no ale jak miał rosnąć? Wystarczy postawić się na miejscu tego storczyka, skoro usłyszał że nic z niego nie będzie, to przeżył załamanie nerwowe z którego nie potrafił się już podnieść.
Nie moja wina 😊

Moje ogrodnictwo ma swoje wzloty i upadki.
Kilka dni temu zajrzałam na Facebooka a tam wyskoczyło mi "wspomnienie", że w zeszłym roku o tej porze miałam już posadzone kwiatki a nawet poziomki.
Poziomków było jak mrówków.
Rosło wszystko pięknie do czasu, aż pojechaliśmy na urlop. Po powrocie okazało się, że już nie ma co ratować choć oczywiście uparcie próbowałam. No trudno, przecież z powodu kwiatków nie będziemy rezygnowali z wakacyjnego wyjazdu.

Tej wiosny, w moich skrzynkach balkonowych kwitły same uschnięte badyle z ubiegłego roku, których przez całą zimę nie wywaliłam.
Taka ze mnie ogrodniczka, jak z koziej dupy trąba 😉 no ale nic to, raźnym krokiem pomaszerowałam do sklepu ogrodniczego. Wróciłam z czterema siatami i zabrałam się w końcu za porządki na balkonie. Muszę przyznać, że był to najwyższy czas na takie zakupy, gdyż kwiatki w sklepach już były mocno poprzebierane.
Jeżeli tak jak i ja z powodu niedawnych nocnych przymrozków zwlekaliście z zakupem nowych kwiatów, to radzę nie zwlekać z tym zbyt długo.


                                                                  

Kwiatowe zakupy zrobione (real photo), ziemia przygotowana a pamiętając słowa tej kwiaciarki, przygotowałam również romantyczną muzyczkę, żeby moim kwiatkom przy sadzeniu pośpiewać o miłości.
W tle leciało U2 "With or without you".
Zaczynając zaplanowane prace ogrodnicze czekała mnie miła niespodzianka. Zauważyłam, że udało mi się zreanimować jeden krzaczek poziomek z zeszłego roku, tym samym zaoszczędziłam 1,50 gr. Szok, jednak chyba nie jestem taką tragiczną ogrodniczką jak mi się wydawało choć kiedy wyrosły nowe, zielone listki to doprawdy sama nie wiem.
Ze śpiewem na ustach posadziłam moje piękne, pieczołowicie wybrane różnokolorowe kwiaty, przyklepałam świeżą ziemią, podlałam wodą i odymiłam dymkiem z papierosa.
Mają rosnąć.

Moja mama każdego ranka pędzi z kawą na ogród, na swój codzienny obchód, liczba kwiatków nie może być mniejsza, musi być co najmniej równa ilości z poprzedniego dnia, no dobra trochę żartuję ale obchód robi, co zawsze mnie trochę śmieszyło ale odkąd sądzę kwiatki na balkonie robię to samo co moja mama 😀

Na razie wygląda na to, że moje niecierpki nie cierpią straszliwych męk na naszym balkonie a mój tegoroczny kwiatowy hit czyli pelargonie angielskie, których kwiatki do złudzenia przypominają mini rododendrony, czują się u nas jak w Anglii.
Moje kwiatki się zaaklimatyzowały, rozkwitają pączki, które jeszcze nie były rozwinięte.
Cudnie. Cieszą swoimi żywymi kolorami moje oczy i łaskoczą swoim kwiatowym zapachem moje nozdrza.
Chwilo, trwaj jak najdłużej.
Czasami powiem im coś miłego, tak dla podbudowania psychiki, nie mojej rzecz jasna i być może zwiększy to ich szanse na to, że w pełnym rozkwicie doczekają na naszym balkonie późnej jesieni swojego żywota.



       Obydwa zdjęcia są mojego autorstwa. 

Komentarze

Pozostaw komentarz do posta. Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Popularne posty z tego bloga

Pielęgniarki na poważnie i na wesoło cz.I

Dupek przeważnie pozostanie dupkiem i koniec kropka

Ta opowieść to nie bajka, to prawdziwy dzień pracy pielęgniarki znany mi z autopsji