Być albo nie być? Oto jest pytanie.

Kwiecień jest miesiącem, w którym dopadł mnie kryzys natury egzystencjalnej.
W mojej głowie powstały pytania rodem z "Hamleta".

                        Być albo nie być?
                          Oto jest pytanie.

                        Pisać czy nie pisać?
                           Oto jest pytanie.

Każdego dnia powstaje mnóstwo blogów, mnożą się one niczym grzyby po deszczu.
Jedne są bardziej poczytne, inne giną gdzieś w tłumie.
Nie mogę powiedzieć, że mój zginął w tej przepastnej internetowej czeluści ponieważ mam swoje wierne grono czytelników.

Skąd zatem te moje nieoczekiwane pytania i wątpliwości?

Przyznam szczerze, że z czystej zazdrości czego nie zamierzam ukrywać.
Pozazdrościłam niektórym osobom piszącym na podobne jak ja tematy stylu pisania, ilości czytelników, polubień, udostępnień czy komentarzy pod tekstami. Takie reakcje są fajne ponieważ świadczą o tym, że ktoś nie tylko kliknął w link ale też przeczytał tekst i zgadza się z tym, co piszesz.
A ja w pewnym momencie miałam wrażenie, że kilka osób "przejadło" się tym moim blogiem.
Miałam wrażenie, że prawie nikt już nie czytał tego co piszę, że straciliście zainteresowanie.

Może to była pewna forma depresji wiosennej? Jakiś chwilowy kryzys?
Postanowiłam przetrwać ten trudny czas, przemyśleć kilka spraw i postanowić co dalej.


                                                  
                                                  *
Miałam sporo czasu do namysłu.
Pomyślałam sobie- "Ado, nie idź tą drogą. Weź wyluzuj, co cię obchodzi jak piszą inni i jak duże mają grono czytelników. Przypomnij sobie po co zaczęłaś pisać bloga"
No i przypomniałam sobie jak to się wszystko zaczęło a zaczęło się od pewnej mocno chwytającej za serce historii, historii pewnej dziewczyny, której śmierci byłam świadkiem.
O historii śmierci tej dziewczyny napisałam na swoim profilu na Facebooku, spotkała się ona z dużą reakcją ze strony moich znajomych. Napisałam ten post bo było mi ciężko pogodzić się z jej śmiercią, autentycznie było mi z tym cholernie źle. Przez kilka dni niby byłam w domu ciałem ale nie duchem, przez te kilka dni moje myśli krążyły wokół tej dziewczyny, błądziły gdzieś tam w przestworzach.
Mam stryjecznego brata, który przeczytał mój wpis i komentarze pod nim swoim kolegom z pracy. Było ich około dwudziestu. Dwudziestu rosłych młodych chłopaków, którzy słuchali tej historii wmurowani, żaden nie śmiał mu przerwać, żaden się nie zaśmiał. Na koniec stwierdzili, że pielęgniarki za swoją pracę powinny otrzymywać dużo większe wynagrodzenie, jeden z nich powiedział także, że powinnam pisać bloga. To było zaskakujące ale też bardzo miłe.

Praca pielęgniarki nie jest łatwa, jest stresująca, obarczona dużym obciążeniem zarówno psychicznym jak i fizycznym i jeżeli którykolwiek z moich tekstów spowoduje, że kilka osób zmieni swoje zdanie na temat pracy pielęgniarki to uznam to za swój osobisty, duży sukces.
Tak oto powstał mój blog, podobnych tragicznie zakończonych historii w całej swojej pielęgniarskiej karierze znam niestety całą masę ale jak już wiecie nie piszę tylko o swojej pracy, piszę o rzeczach dla mnie ważnych choć clou powstania mojego bloga to w istocie próba zniszczenia niesprawiedliwych i mocno krzywdzących stereotypów o polskich pielęgniarkach.


                                                                            **

Pod wpływem tego mojego egzystencjonalnego kryzysu, kolejnym krokiem oprócz gruntownej analizy sytuacji była chęć sprawdzenia reakcji na opisywane przez mnie historie ale tym razem w szerszym gronie czytelników, w związku z tym odważyłam się wysłać mój tekst do pewnego bardzo poczytnego magazynu dla kobiet.
Wybrany przeze mnie tekst to ten, który zapoczątkował istnienie mojego bloga, to ten o którym pisałam chwilę wcześniej.
Nawet w najśmielszych snach nie śniłam, że zostanie opublikowany a jednak tak się stało.

Kolejnym zaskoczeniem była ilość reakcji na mój tekst chociaż podejrzewam, że te wszystkie udostępnienia to sprawka moich koleżanek po fachu, tak jak i ja pielęgniarek z zawodu ale to nie ma znaczenia kto udostępnia, tekst poszedł w świat i mogło go przeczytać większe grono osób nawet nie związanych z medycyną.

Jak widać nie chodziło mi o rozreklamowanie mojego bloga, tekst nie jest podpisany adresem mojej strony internetowej o co zatem chodziło?
Chodziło o to aby przedstawić szerszemu gronu czytelników, że pielęgniarki nie są z kamienia jak również nie są bez serca, obchodzi nas co się dzieje z naszymi pacjentami, nie jesteśmy obojętne na cierpienie i krzywdę drugiego człowieka.

W czasie tego mojego kryzysu napisałam jeszcze jeden pielęgniarski tekst, który ponownie odbił się szerokim echem w internecie, rozszedł się po sieci niczym efekt domina. Także i ten ostatni tekst opublikowały na swoich stronach różne pielęgniarskie portale co mnie również zaskoczyło gdyż piszę sobie po cichutku, nie piszę nic pod publikę tylko piszę to co myślę i czuję na dany temat.
Z moim ostatnim postem widocznie utożsamia się wiele osób i pewnie stąd taka nagła i duża popularność mojego tekstu.

                                                  ***

Po tych wszystkich wnikliwych przemyśleniach typu "pisać czy nie pisać" stwierdziłam, że jednak będzie mi brakowało pisania bo bardzo lubię to robić i chociaż prowadzenie bloga to czasochłonne zajęcie to nie zamierzam z tego rezygnować, być może będę pisała trochę rzadziej niż dotychczas ale mam jeszcze całą masę tematów, które chciałabym poruszyć.

Przyznaję, zbłądziłam ale odnalazłam właściwą drogę, już nikomu nie zazdroszczę, nie przejmuję się też, że czytelnicy przychodzą i odchodzą. Odchodzą Ci, którzy są rozczarowani tematami gdyż nie piszę tylko o pielęgniarstwie a komu się chce czytać o jakichś pierdołach z czyjegoś życia prawda?
Jednakże będzie mi bardzo miło jeśli pomimo tych moich kombinacji alpejskich i chwilowych mam nadzieję wątpliwości w dalszym ciągu zechcecie zaglądać na mojego bloga :)

Kryzys został zażegnany, powtórnie odnalazłam sens pisania.
Aktualnie mam w głowie pewien szatański plan, pewnie zdecyduję się go zrealizować gdyż od kilku dni niczym natrętna wesz chodzi mi on po głowie, nie chcąc zapeszać nie mogę na razie zdradzić żadnych szczegółów, przyjdzie i na to pora. 

Komentarze

Pozostaw komentarz do posta. Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Popularne posty z tego bloga

Pielęgniarki na poważnie i na wesoło cz.I

Dupek przeważnie pozostanie dupkiem i koniec kropka

Ta opowieść to nie bajka, to prawdziwy dzień pracy pielęgniarki znany mi z autopsji