Agresji i złośliwości czasem nie ma końca

Moja wczorajsza rozmowa z pacjentką:
- Siostro (ja akurat nie mam alergii na to słowo, nie przeszkadza mi jeżeli ktoś się w ten sposób do mnie zwraca) no więc... siostro, chciałabym do łazienki.
Myślę sobie babciu, ty nie masz nawet tyle siły żeby usiąść, oddychasz ciężko jak Lord Vader, ledwo dajesz sobie radę, jeszcze kilka dni temu byłaś umierająca ale odpowiadam miło i kulturalnie:
- Wie pani, jest niestety problem ponieważ nie ma tu toalety dla pacjentów, jest to oddział dla pacjentów leżących. Jedynym wyjściem jest basen, który mogę zaraz pani przynieść albo pampers, do wyboru.
Babcia zdziwiona że nie ma łazienki odpowiada:
- Ja na basen to nie usiądę czyli że co? Mam srać w gacie? (to dosłowny tekst, który padł z ust mojej pacjentki, który mnie rozbawił przeokrutnie).
- No tak, skoro tak pani wybiera ale pani się nie martwi, jak już będzie po sprawie to panią umyję i zmienimy co będzie trzeba.
Pacjentka uspokojona ale zniesmaczona tym, że nie mamy toalety dla pacjentów. No niestety, Intensywna Terapia to nie jest oddział taki jak każdy.
Mamy przeróżne, specyficzne urządzenia których nie ma na innych oddziałach ale toalety dla pacjentów rzeczywiście nie ma, więc pacjentki wcale nie okłamałam.

Z ust tej pacjentki padło jeszcze kilka zabawnych tekstów, pożartowałyśmy sobie trochę, już ją zdążyłam polubić aż tu nagle ok. 20:00 baaach... wyrwała sobie sondę z żołądka, przez którą otrzymywała płynne jedzenie.
Potem to już było coraz gorzej, odpinała wszystkie kable od Ekg, co chwilę ściągała sobie maseczkę z tlenem czy czujnik do pomiaru poziomu SpO2, zrobiła się gderliwa, złośliwa i kłótliwa.
Nic jej nie pasowało, nic a nic.
Była niezadowolona, że musi dostać zastrzyk, że musi dostawać tlen bo bez niego źle oddycha, że musi być podłączona do kardiomonitora, że musi mieć zmierzony poziom glikemii, że znowu musi dostać kroplówkę, że rodzina nie przyszła do niej w odwiedziny, że nie może zapalić papierosa etc... etc...

Oprócz pobudzenia ruchowego z czasem dołączyła się skierowana w stosunku do mnie agresja słowna, niejednokrotnie dostałam szczere życzenia wszystkiego najgorszego dla mnie i mojej rodziny, padły stwierdzenia, że za wszystko złe co jej robię (czyli podciąganie do góry, poprawianie poduszki pod głową czy maseczki z tlenem, podawanie leków, czy kontrolowanie natlenienia organizmu) za to wszystko zapłacę przed Bogiem ale to jeszcze nic. Oczy wyszły mi ze zdumienia i z niedowierzania jak usłyszałam, że życzy mi, aby moją córkę dopadł jakiś zagorzały islamista. Na szczęście mam syna a nie córkę, więc nie było dla mnie większym problemem zaciśnięcie zębów, pokręcenie z dezaprobatą głową i puszczenie tej ohydnej uwagi mimo uszu.
Dlaczego wtedy nie zareagowałam i nic jej nie powiedziałam?
Bo momentami była logiczna a momentami totalnie nie wiedziała co mówi a w przypadku ludzi zdezorientowanych i pobudzonych wszelkie słowne persfazje nie działają albo działają tylko na chwilę, czasem również wywołują odwrotny do zamierzonego skutek, wywołują jeszcze większą złość i agresję.
Pacjentka dostała co prawda zlecony przez lekarza zastrzyk na uspokojenie ale podany był domięśniowo więc zadziałał z dużym opóźnieniem i tylko połowicznie, przestała się jedynie szarpać. Suma sumarum to już było coś, bo mogła sobie zrobić krzywdę, wówczas mogłabym zostać oskarżona o zaniedbania i brak właściwej opieki nad pacjentem a ja nie mogę stać przez 12 godzin mojego dyżuru przy jednej chorej bo mam jeszcze innego pacjenta, którym muszę się zająć i masę innej, chociażby papierkowej roboty.

Pacjentka w środku nocy zażyczyła sobie wypis na własne żądanie bo takie ma przecież prawo a jeżeli nie puścimy jej do domu to zawiadomi Policję i Prokuraturę, że przetrzymujemy ją wbrew jej woli i na nic było tłumaczenie, że jeszcze rano była zaintubowana i oddychała prawidłowo tylko dzięki respiratorowi, na nic było tłumaczenie, że kilka dni temu jej serce wariowało i była ledwo żywa bo przecież teraz czuje się dobrze!

Przez cały ten dyżur moja cierpliwość i zrozumienie dla chorego człowieka niejednokrotnie wystawione były na ciężką próbę, pomimo tych wszystkich nieprzyjemnych dla mnie słów nie powiedziałam tej pacjentce ani jednego złego słowa, byłam prawdziwą oazą spokoju.
Rano, wszyscy pacjenci mają pobieraną krew do badań ta pacjentka nie była wyjątkiem.
Oczywiście nie odbyło się bez protestów. Na moje słowa, że nawet nic nie poczuje ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy odpowiedziała aaacha, zobaczymy.
Tak jak większość pacjentów na OIT również i ta pacjentka miała założoną linię tętniczą więc rzeczywiście nic nie poczuła. Pobrałam krew i pytam z uśmiechem na ustach czy ją bolało? Nie było w moim pytaniu ani krzty złośliwości. W odpowiedzi pomamrotała coś pod nosem na co już po tych niecałych jeszcze 12 godzinach swojej pracy musiałam zareagować, odpowiedziałam jej ale uprzejmie i na spokojnie, że jest wyjątkowo złośliwą osobą, człowiek robi wszystko żeby jej pomóc wrócić do jak najlepszego zdrowia a spotyka go za to takie traktowanie.
Nic nie odpowiedziała, chyba się nawet na mnie obraziła.
Tak skończyłam swój dyżur.

                                                 * 

Przypadek tej pacjentki nie jest odosobnionym przypadkiem, mamy bardzo dużo podobnych pacjentów.
Podam tylko kilka przykładów bo jak wiecie potrafię się zbytnio rozpisywać :)
Kilkanaście lat temu poczułam na swojej skórze dreszcz grozy dlatego też zapadło mi to głęboko w pamięć. Coś tam robiłam, jak to zwykle pielęgniarka i zaznaczam, że wbrew powszechnej opinii nie było to picie kawy, plotki i wymachiwanie nogą.
Moich uszu dobiegły krzyki i wzywanie pomocy, porzuciłam to, co w danej chwili robiłam i lecę pędem na salę na drugim końcu oddziału, moim oczom ukazał się dość osobliwy widok. Pewien starszy pan stał przy oknie, ze zwisającym do kolan pampersem i ze zwisającym spomiędzy pośladków częściowo zakrwawionym opatrunkiem, w rękach miał karnisz, który zerwał szarpiąc w napadzie szału za zasłonkę, wymachiwał tym karniszem na prawo i lewo, niczym dzielny husarz halabardą. Pacjenci przerażeni leżą w łóżkach, ja w szoku ponieważ po raz pierwszy miałam do czynienia z taką sytuacją a w dodatku byłam jeszcze bardzo młodą pielęgniarką. Po chwili przyszedł lekarz, który był wiekowo podobny do tego pacjenta ale tak było głośno, że dołączył do nas pan windziarz. Wspólnie jakoś udobruchaliśmy tego pacjenta, choć przyznam, że łatwo nie było. Pacjent dostał Relanium, na co się zgodził i już później był spokojny.
A to był taki miły starszy pan, którego dzień wcześniej przygotowywałam do operacji żylaków odbytu (standardowo golenie okolicy odbytu i lewatywa) i nigdy bym nie powiedziała, że potrafiłby się w ten sposób zachować.

Kolejny chory, tym razem po dużej operacji naczyniowej dostał w nocy napadu szału, zaczął wszystko gwałtownie zrywać. Zdążyłyśmy do niego dolecieć i we cztery musiałyśmy go przytrzymywać żeby móc mu zrobić zastrzyk a pacjent był wcześniej spokojny, logiczny i nic nie zapowiadało na to, że wydarzy się taka historia.
Z naszych obserwacji wynika, że pacjenci w II- III dobie po operacjach naczyniowych jak my to nazywamy "kocieją" i to każdy, jeden mniej a drugi bardziej. Skąd ta dziwna i może śmieszna nazwa "kocieją"?
Nazwa wzięła się od pacjenta, który był właśnie w III dobie po operacji naczyniowej i zaczął pleść od rzeczy, zaczął nam się skarżyć że pod jego łóżkiem siedzi kot, który smyra go ogonem po plecach a on już nie mógł tego znieść więc wpadł w furię, o ile dobrze pamiętam, to rozdarł jeszcze naszej lekarce bluzę.
Od tamtej pory już wiemy, że gdy pacjent w tej II- III dobie po operacji naczyniowej zaczyna mówić jakieś głupstwa to można się spodziewać wszystkiego.Nigdy nie wiesz jak pacjent się zachowa.

Człowiek w napadzie szału ma naprawdę bardzo dużo siły.
Kolejny przypadek, który znam ze słyszenia, pobudzony i agresywny pacjent niespodziewanie szarpnął za rękę jednej z opiekującej się nim pielęgniarek i wyrwał jej rękę ze stawu barkowego, było to na tyle niefortunne, że dziewczyna musiała przejść operację, potem długą rehabilitację, czy wróci do pracy? To zależy, bo jeżeli nie będzie mogła dźwigać to nie ma po co wracać do pracy w szpitalu.

                                                                          **

Ludzie różnie reagują na odstawienie leków sedacyjnych (czyli usypiających, uspokajających czasem są to leki z grupy leków narkotycznych), różnie reagują na swoją chorobę, powolny powrót do zdrowia i konieczność dalszej hospitalizacji czy brak kontaktu ze swoją rodziną.



 Bardzo często mamy pacjentów agresywnych, pobudzonych ruchowo, szarpiących się, usiłujących wyrwać ze swojego ciała różne kabelki, cewniki i dreniki.
Niektórzy pacjenci szaleją aż tak, jakby ich ogień w tyłek palił.
Niejedna z nas dostała kopniaka, została podrapana czy opluta.
Niejedna z nas została zwyzywana, straszona Prokuraturą czy Policją.
Bardzo często mamy pacjentów splątanych, z utrudnionym kontaktem logicznym, nie zorientowanych co do czasu i miejsca swojego pobytu.
Bardzo często mamy pacjentów używających słów obraźliwych, które powszechnie uznawane są za niecenzuralne.
Dużą ciekawostką jest to, że nawet jeżeli pacjent jest z bardzo utrudnionym kontaktem słowno- logicznym i trudno go zrozumieć tak słowa typu qrwa, ja pierdolę, spierdalaj itp wypowiadają całkiem wyraźnie, ciekawe dlaczego?

Często gęsto pacjenci opowiadają swoim rodzinom różne, niestworzone historie w które to początkowo rodziny oczywiście wierzą ale po dłuższej rozmowie ze swoim bliskim dochodzą do wniosku, że pacjentowi coś się w głowie poprzestawiało i podchodzą do nas zaniepokojeni. Tłumaczymy wówczas, że sytuacja oczywiście wróci do normy, organizm musi mieć czas wypłukać z siebie leki sedacyjne, które pacjent a ich bliski musiał dostawać.
Z czasem, jak chorzy dochodzą do pełnej świadomości zupełnie nie pamiętają tego co robili, wówczas przepraszają nas za swoje zachowanie, to miłe bo wyznaję zasadę że lepiej późno niż wcale.


Od 01-01-2012 r pielęgniarki zostały objęte ochroną jaka przysługuje funkcjonariuszowi publicznemu, nie mniej ni więcej oznacza to, że za znieważenie pielęgniarki bądź też naruszenie jej nietykalności osobistej podczas wykonywanej przez nią pracy grozi kara grzywny, ograniczenia lub pozbawienia wolności.
Nie słyszałam, żeby którakolwiek z nas korzystała z takiego rozwiązania ale ustawowo mamy taką możliwość.

Niektórzy pacjenci w opisany przez mnie wyżej sposób zachowują się nieświadomie więc ciężko mieć o to do nich pretensje ale są też pacjenci, którzy doskonale wiedzą co mówią i robią, wówczas świadczy to o tym, że mają pielęgniarki za nic, że można nas gnoić, poniżać ile tylko dusza zapragnie i na ile fantazja pozwoli.
Przykre ale zdarza się i tak.
Zdarza się również tak, że spotyka nas agresja słowna ze strony rodzin naszych pacjentów a tu już nie można mówić o jakiejś chwilowej niepoczytalności, to są działania podejmowane świadomie i z czystą premedytacją i to jest przerażające.




Komentarze

Pozostaw komentarz do posta. Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Popularne posty z tego bloga

Pielęgniarki na poważnie i na wesoło cz.I

Dupek przeważnie pozostanie dupkiem i koniec kropka

Ta opowieść to nie bajka, to prawdziwy dzień pracy pielęgniarki znany mi z autopsji