Kiedy powiesz sobie dość?

Oczy czerwone jak u królika.
Ból ramion od kolejnych dzień w dzień reanimacji.
Spuchnięte i palące stopy od ciągłego biegania.
Upocona, zmęczona i ledwo żywa wyszłam z pracy na chwiejących się ze zmęczenia nogach.
Tak skończyłam swój nocny dyżur i nawet wcale mnie nie ucieszyło, że głównie dzięki mnie uratowaliśmy człowieka. Nie ucieszyło mnie także lekarskie "Szacun dla wszystkich za to co zrobiliście". Takie słowa uznania z ust lekarza normalnie by mnie uszczęśliwiło i byłabym z siebie bardzo dumna ale wtedy było mi wszystko jedno. Było mi wszystko jedno nie dlatego że nie obchodzi mnie uratowanie czyjegoś życia ale dlatego, że byłam tak potwornie zmęczona.
Szczerze mówiąc nie wiem jak daliśmy sobie radę, to był hard core i jesteśmy chyba jakimiś cyborgami bo nie bacząc na późną porę nocną to był ciągły bieg przy maksymalnej możliwej koncentracji. Wszystko odbyło się kosztem wielkiego zmęczenia całej naszej zmiany, rano wszyscy byliśmy na granicy przytomności a byłoby nam nieco lżej i nie padlibyśmy jak te muchy gdyby ktoś nie zdecydował, że możemy pracować w zmniejszonej obsadzie pielęgniarskiej i o to mam żal, nie można oczekiwać od ludzi że wykonają tą samą pracę przy zmniejszeniu ilości pracowników. Ten dyżur nie był odosobnionym przypadkiem, od dłuższego czasu tak wyglądają praktycznie każde dyżury. Pracy tyle samo a rąk do pracy mniej.
Ile człowiek jest w stanie wytrzymać taki stres?
Jesteś pielęgniarką, sekretarką, odźwierną, sprzątaczką, kuchenkową, magazynierem a czasem też lekarzem.

Wymaganie od ludzi pracy ponad ludzkie możliwości to kierat.
Mówi się nam o pasji, powołaniu, misji i poświęceniu dla chorego człowieka, etyce zawodu czy o konsekwencjach wynikających z popełnienia błędu medycznego. Znam te wszystkie hasła, w każdej pracy słyszałam je niezliczone ilości razy i znam też konsekwencje, ale dlaczego nie pamiętają o tym ci, którzy swoimi decyzjami zmuszają nas do pracy w zmniejszonej obsadzie a przecież praca w takich warunkach, w ciągłym biegu, bez chwili wytchnienia zwiększa ryzyko popełnienia błędu a błąd może kosztować czyjeś życie. Pacjent przebywający w OIT to nie lalka, to człowiek w stanie bezpośredniego zagrożenia życia, musisz reagować natychmiast a w przypadku zmniejszenia liczby pielęgniarek szybka reakcja graniczy z cudem i nie rozumiem tych decyzji. Takie decyzje to żonglowanie życiem pacjenta a największe konsekwencje poniesie pracownik.

Pewnego wieczora, leżąc już w łóżku pomyślałam sobie "jutro znowu idę do tego pierdolnika, kiedy powiesz sobie dość?".


I zaczęłam rozmyślać...
Ile jeszcze razy przyjdziesz do domu ze spękanymi ustami bo nie miałaś czasu na łyk wody?
Ile jeszcze razy każą ci wybierać pomiędzy pacjentami? I czym przy wyborze mam się kierować? Wiekiem, płcią, stanem materialnym, orientacją seksualną, pochodzeniem społecznym, religią czy kolorem skóry? Dla mnie wszyscy pacjenci są tacy sami, nie dzielę ich na lepszy i gorszy sort.
Ile jeszcze razy zjesz na szybko zimny obiad?
Ile jeszcze razy będziesz biegać jak kot z pełnym pęcherzem?
Ile jeszcze razy wyjdziesz z pracy i nie będziesz wiedziała jak się nazywasz?
Ile jeszcze razy wyjdziesz z pracy z bolącym kręgosłupem?
Ile jeszcze razy wysłuchasz pretensji o wszystko i od wszystkich?
Ile jeszcze razy zniesiesz traktowanie cię jak pielęgniarskiego Robo Copa?
Ile jeszcze razy po przyjściu z pracy będziesz tak zmęczona, że nie będziesz miała siły podrapać po plecach swoje własne dziecko?
Ile jeszcze razy pozwolisz na to wszystko zanim wreszcie zrozumiesz, że nie ślubowałaś swojemu pracodawcy wierności aż do grobowej deski?
Dzień w dzień się łudzisz, że to tylko chwilowe, że będzie lepiej ale nie jest, jest tylko coraz gorzej bo wymagania rosną z każdym dniem i tygodniem.
W końcu coś w tobie pęka, to nie wypalenie zawodowe, to brak zgody na aktualne warunki pracy bo coś, co jeszcze pół roku temu było nie do pomyślenia teraz jest sprawą zupełnie normalną jak wiosenny deszczyk w maju czy opadające na jesień liście.
I to jest przerażające a ja nie jestem robotem i nie mam rąk na wysięgniku czy na sprężynie. Nie da się być w dwóch miejscach jednocześnie jednakże ewentualny prokurator nie o to będzie mnie pytał.
Pewnego dnia stajesz na rozstaju dróg i robisz listę plusów i minusów.
Wychodzą ci dwa, co prawda duże  plusy lecz zdecydowanie więcej minusów.
To była najtrudniejsza z moich dotychczasowych decyzji lecz sprawa jest już przesądzona. Z pewnością na moje miejsce przyjdą tabuny młodszych lub starszych pielęgniarek więc szpital nawet nie odczuje mojego braku.
Biorę rozwód ze swoim pracodawcą lecz cholernie będzie mi żal ludzi z którymi tyle lat pracowałam. Stanowiliśmy fajny i zgrany zespół, mogliśmy na siebie liczyć i będę za nimi bardzo tęskniła ale nie mogę już dłużej pracować w warunkach w jakich pracuję obecnie. To wszystko źle się skończy, to praca na granicy bezpieczeństwa mojego i pacjentów. Nie chcę już na to patrzeć a już tym bardziej w tym uczestniczyć. Nie chcę wybierać między pacjentami. Nie chcę brać na siebie takiej odpowiedzialności. Nie chcę mieć na sumieniu ludzkiego życia bo w natłoku zawsze pilnych i pilniejszych spraw zwyczajnie coś przeoczę. Nie chcę pójść do pierdla i nie muszę się zgadzać na takie warunki pracy.
Biłam się z myślami przez cały okrągły tydzień a każdy kolejny dyżur tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że bardzo dobrze robię.
Zostając tu, gdzie aktualnie pracuję może się dla mnie skończyć tym, że albo stanę się zupełnie obojętna na ludzki los i będzie mi wszystko wisiało albo będę miała takie wyrzuty sumienia, że wyląduję w psychiatryku. Obydwie możliwości będą dla mnie złe.
Podjęłam ważną zawodową decyzję o zmianie pracy i obym tylko nie wpadła z deszczu pod rynnę.
Praca pielęgniarki jest pracą ciężką zarówno psychicznie jak i fizycznie i wszędzie są cięcia czy braki kadry pielęgniarskiej więc nie łudzę się, że znajdę pracę lekką. Kocham ten zawód i chcę pracować jako pielęgniarka ale nie dam się tak wykorzystywać, nie w ten sposób i nie kosztem własnego zdrowia którego nikt mi przecież nie zwróci jednak jestem dobrej myśli, wstępnie rozejrzałam się na rynku pracy dla pielęgniarek i potrzeby są ogromne więc wydaje mi się, że z moim doświadczeniem zawodowym znajdę pracę bez problemu a nawet będę mogła przebierać w ofertach.
Obym się tylko nie myliła a gdyby coś poszło nie tak, to zawsze mogę się przebranżowić.
Przez te wszystkie lata, pracując w różnych placówkach i na różnych oddziałach przeszłam taką szkołę życia, że żadna praca nie jest mi straszna.

Komentarze

Pozostaw komentarz do posta. Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Popularne posty z tego bloga

Pielęgniarki na poważnie i na wesoło cz.I

Dupek przeważnie pozostanie dupkiem i koniec kropka

Ta opowieść to nie bajka, to prawdziwy dzień pracy pielęgniarki znany mi z autopsji